Jestem absolwentem prywatnej szkoły wyższej, co oznacza, że dyplom mojej uczelni jest dla pracodawcy warty mniej niż uczelni państwowej. Uczelnie prywatne mają opinię ośrodków, dla których jakość kształcenie ma drugorzędne znaczenie – liczą się przede wszystkim finanse. Jeśli miałbym wziąć pod uwagę wyłącznie swoje własne doświadczenia, to wychodzi na to, że ta opinia jest – niestety – słuszna. Moja uczelnia stanowiła niewątpliwie dobry biznes, bo zarówno ja jak i cały mój rok płaciliśmy czesne regularnie. Jednak szybko okazało się, że możemy zdobyć tytuł magistra w ogóle się nie ucząc, a nawet nie uczęszczając na zajęcia. W ostatnim semestrze nie pojawiłem się w szkole ani razu, pomijając zjazd, na którym zbieraliśmy wpisy. Uważam, że nie zasłużyłem na tytuł magistra, po prostu go kupiłem. Było tam więcej osób takich jak ja, na przykład policjanci, którzy po magisterium z pedagogiki przyszli po to, aby wpisać sobie w dokumentach „wykształcenie wyższe”, co było niezbędne aby mogli liczyć na awans.